Szarpnął za klamkę i zachodzące słońce uderzyło go w oczy czerwienią blasku. Oba okna saloniku były otwarte, w ogrodzie wyśpiewywała wilga tym samym głosem, to samo nęcące ku czemuś wesołe pytanie. Kiedy to było?
Wszystko stało na swojem miejscu bez żadnej zmiany, rozejrzał się uważnie i sprawdził pokolei, od fortepianu szybko odwrócił oczy — zanadto wyraźnie przypomniał mu trumnę. Chciwie popatrzył na papiery, rozrzucone na staroświeckiem biureczku, na boczną szufladkę, nawpół wysuniętą... Pod lewem oknem, zacienionem dochodzącą tu z ogrodu gałęzią włoskiego orzecha, z barokowego niskiego stoliczka jeszcze opadał na podłogę w sztywnych fałdach adamaszkowy haftowany obrus — jej wieczna, nie posuwająca się naprzód robota. W rogu pokoju staroświecka ciemnopąsowa „kozeta“ i ciemnopąsowe fotele, obrzeżone czarnem drzewem, płonęły w łunie jaskrawych promieni zachodu, cały krąg słońca odbijał się w owalnem lustrze, zawieszonem w rogu, i wypełniał pokój gorącem zarzewiem, zamętem czerwieni i głębokich cieniów. Ujrzał widmo doktora Ossiana Helma, siedzące na jego zwykłem miejscu, w tym samym fotelu, gdzie w ciągu długich miesięcy przesiadywał całe wieczory. Przyglądał mu się. On, człowiek nieistniejący, człowiek cień, wiedział jednak wszystko o nim i o niej. Patrzał nań z urągliwem zaciekawieniem jak na wroga, któremu się przydarzyło prawdziwe nieszczęście.
Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/99
Ta strona została przepisana.