Strona:Żółty krzyż - T.II - Bogowie Germanji (Andrzej Strug).djvu/323

Ta strona została przepisana.

pokoikach na Grande Chaumière, spraszając fantastyczną zbieraninę, resztki dawnej paryskiej bandy z Montparnassu z dodatkiem nowych typów z epoki już czysto wojennej. Śpiewano Madelon i Internationale, deklamowano utwory skreślone przez cenzurę wojenną, odczytywano listy przesyłane drogą tajemną przez przyjaciół zza kraty z „Santé“, z frontu, z więzienia wojskowego na Cherche-Midi i wychylano toasty na ich cześć. Połowa z gości byli to cudzoziemscy studenci, poeci, malarze, poniewierający się na bruku paryskim od początku wojny, a wśród cudzoziemców przeważali Rosjanie, typy znędzniałe i ziejące goryczą, ni to ofiary rewolucji, ni to z rozpaczy i pijaństwa niemal pół-bolszewicy. Zaglądali tam żołnierze urlopowani na parę dni z frontu, ozdrowieńcy ze szpitali paryskich, bywał zawsze i grał rolę gospodarza, który finansował te libacje, hrabicz Yvonny, nihilista i dekownik z opaską W.C. Eva i tam nudziła się, jedyną ozdobą i urokiem tych nocy był oślepły na froncie od gazów piosenkarz i gitarzysta, młodzieńczy Emile Rouchon, który głosem zgaszonym, pełnym rezygnacji deklamował swe śmiertelnie posępne utwory. Gdy wśród pijanego gwaru zabrzękły jego struny cichło wszystko w skupieniu. Słuchano „Mensonge de la Gloire“, „La Guerre après la Guerre“, „Les morts de Châlons“ — piosenki poświęconej pamięci żołnierzy rozstrzelanych rok temu w obozie w Châlons. Dziś ociemniały poeta przyniósł nową piosenkę o niemieckich gazach pod tytułem „Ballada o pięciu krzyżach“ na nutę