Strona:Żółty krzyż - T.II - Bogowie Germanji (Andrzej Strug).djvu/345

Ta strona została przepisana.

smutków, dramatów, radości i wnet urywają się nazawsze, toną w zamęcie i rozgwarze bezimiennego zbiorowego bytu. W opowieści brak bohatera, brak indywidualnej intrygi, jedyną siłą działającą nieprzerwanie z potęgą i logiką żywiołu jest tętno wielkiego zbiorowiska, jego dech, jego rytm. Gorączkowy pośpiech i natłok ulic, tłumy, zatory samochodów, bogate sklepy, kawiarnie, hotele, parlament, giełda, fabryka, dworzec kolei podziemnej, lotnisko, kościoły, koszary, szpitale, sale sądowe, więzienia, gabinety uczonych, pracownie artystów, jaskinie złoczyńców, muzea, galerje obrazów, przytułki nocne, komisarjaty policji, szynkownie, salony, teatry, spelunki, stadjony i boiska sportowe, domy publiczne... Od świtu do późnej nocy kotłuje się wmieście zamęt ludzki, bezcelowy i opętany, na podobieństwo niepojętego dla nas bytu mrowiska.
Na to olbrzymie tło, pozostające w ciągłym ruchu, wstępuje na początek nieznacznie i zrzadka postać kobieca i przemyka się wśród odmętu obrazów, a dalej raz po razu ukazuje się przelotnie a zawsze z niezapomnianą swoistą wyrazistością w splocie indywidualnych wydarzeń, to w tłumie ulicznym, to wśród fotografji na szpaltach świeżego dziennika, to w złotych ramach portretu na wystawie sztuki. Jest panną sklepową, bogatą damą, żoną robotnika, głośną artystką, świetną kurtyzaną, mówczynią na mityngu, sponiewieraną ulicznicą, kochanką bandyty, rekordzistką sportową, jedzie we wspaniałej limuzynie, siedzi od wielu lat w więzieniu. W mnóstwie prze-