Tryumf.
Jak Niemcy długie i szerokie, grzmią fanfary zwycięstwa. Uroczystości, trąby, sztandary, modły dziękczynne, defilady, obchody, pochody. Dzień szczęścia przyszedł wraz z pierwszem kwietniowem słońcem i ciepłem. Po ciężkiej, beznadziejnej zimie, po tylu niedotrzymanych zapowiedziach lepszej odmiany, w przygnębieniu, w głodzie i nędzy, gdy poza oficjalnymi dozorcami opinji olbrzymia większość narodu zwątpiła już o wszystkiem i pragnęła tylko końca tych okropności, naturalnie „bez aneksji i odszkodowań“. Ale gdyby za cenę końca Wilson i Co zażądali... Gdyby wyznano szczerze w uczciwym plebiscycie niemieckiej duszy, zarządzonym w ciągu minionego koszmaru tej strasznej, ostatniej zimy... Pożegnanoby dawno nietylko Metz i Strasburg. Tak czuła i myślała masa narodu. A sfery rządzące państwem i wojną uczyniłyby tę ofiarę znacznie wcześniej, gdyby nie było dobrze wiadomo, że w straszliwej walce na śmierć i życie wróg nie poprzestanie na ustępstwie z ziemi spornej, a zażąda poddania się, ruiny i na długie, długie lata zatracenia wielkości
Strona:Żółty krzyż - T.II - Bogowie Germanji (Andrzej Strug).djvu/41
Ta strona została przepisana.
III