Strona:Żółty krzyż - T.II - Bogowie Germanji (Andrzej Strug).djvu/42

Ta strona została przepisana.

i honoru cesarskich Niemiec. Trzeba było zwyciężyć.
Przez całą zimę gotowano się do tej ostatecznej walki w niezmiernem, rozpaczliwem wysileniu. Żołnierz, żeby wyżyć i przetrzymać na froncie, skazywał na głód żonę i dzieci, ojca i matkę. Ludzie marzli i wymarzali, wymierali na osobliwe niemoce i gorączki, a węgiel szedł do fabryk amunicji, do stoczni, do hut wojennych i na pożarcie dla wiecznego pogotowia floty. Dziadował i dygotał z zimna naród cały, przyobleczony w ersatze, w strzępy i szmaty, ażeby żołnierz na froncie mógł przezimować. Szli w szeregi starzy ponad przepisane lata, a z nimi roczniki przedwczesne. Wyganiano ze szpitali rannych niedoleczonych, powoływano koślawych, ułomnych, niemocnych. Gromadzono siłę niebywałą w tej wojnie, przez całą zimę wykuwano taran, który wiosną miał uderzyć i skruszyć wroga. Biada, jeśli się to nie stanie...
I stało się. Przez genjusz wodzów, przez męstwo żołnierza, przez poświęcenie całego narodu i za sprawą i zrządzeniem Boga Niemieckiego.
— Zniszczona jest na zawsze żywa moc armji brytyjskiej i już się nie podźwignie...
— Wyłamane są szczerby we froncie francuskim i rychło — niedługo czekać — armje nasze runą przez nie i zaleją Paryż, zaleją Francję...
— Nie zdążą Amerykanie...
Prasa patrjotyczna, pieniąc się z zachwytu, wyliczała kilometry, zdobyte wgłąb i wszerz, wymie-