Strona:Żółty krzyż - T.II - Bogowie Germanji (Andrzej Strug).djvu/93

Ta strona została przepisana.

nierzy, zdolnych do trudów wojny i przydatnych w boju, i tyle, że zdołają posłusznie nadstawić się pod kule i zginąć. Nadzwyczajne lotne komisje wykryją szczęśliwców, którzy pod ważkiemi, mądrze obmyślonemi pozorami za osłoną potężnych protekcyj aż do dzisiaj uniknęli frontu. Naprawione będą wszystkie przeoczenia w spisach, jeszcze raz przesiani, przetrząśnięci będą wszyscy. Fabryki zaczną się ogałacać z robotników, pola z oraczy, choć i ci, co są, ledwie nastarczają, żeby życie narodu tliło się bodaj resztkami. Straszni komisarze trafią rychło i do wybrańców losu, arcykapłanów wiedzy tajemnej, a cóż dopiero do tych, co im posługują przy mistycznych obrzędach. Kiedy strwożona ich delegacja powróciła od samego pana tajnego radcy, profesora Wagera, który im oznajmił, że pracownia doświadczalna, po spełnieniu wszystkich swych zadań, znajduje się w likwidacji, a zarazem dodał krótko pokrzepiającą nowinę, że jest wojna, a zatem każdy Niemiec... i tak dalej — więc i ci, najzupełniej zabezpieczeni i szczególniej uprzywilejowani funkcjonariusze „Wagershölle“, zaczęli oglądać się za jakimś przecie ratunkiem. Ciążyło, dolegało im zdrowie, ten najdroższy skarb człowieka, więc głodzili się, pili ocet, wyniszczali się bezsennością, wreszcie zdobywali sekretne adresy i chodzili po mądrych kryminalnych znachorach, których wyhodowała wojna. Jak wielu innych, truli się proszkami, kroplami, kwasami, utrzymywali się w sztucznej gorączce, połykali igły, udręczali serce, nabywali kolek, okry-