Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/100

Ta strona została przepisana.

dookoła Anglji, na morzu Irlandzkiem, na morzu Śródziemnem, w Dardanelach, na Azorach i wszędzie. Wzorowy robotnik wojny zawsze spełniał swój obowiązek poprawnie, milcząco, ale nigdy nie zapalał się w boju, jak niektórzy, nic w nim nie było z awanturnika i właściwie nic z żołnierza. Gebeschuss nigdy się nie cieszył, gdy patrzał jak storpedowany lub rozstrzelany okręt konał i pogrążał się, nie śmiał się do rozpuku jak inni, gdy widział gorączkowy, obłąkany ruch na tonącym statku, na przepełnione szalupy, szukające ratunku na groźnej fali na pełnem morzu i ginące w oczach jedna po drugiej. Nie radował się zdobyczy, nie martwił się, gdy po tygodniach krążenia po morzu nic się nie trafiło. Było mu wszystko jedno, robił swoje i milczał. Momenty grozy znosił lepiej od innych, nie lękał się niczego, jak gdyby i to mu było wszystko jedno, czy zginie, czyli wyjdzie cało. Koledzy go lubili, choć rzadko kiedy się odzywał, zato jak coś ze siebie wydusił, było to mądre słowo, przecinające spory, albo niespodziany, kapitalny „witz“, którym załoga żyła przez czas dłuższy i który natychmiast bocman raportował komendantowi i oficerom.. W wolnych chwilach spał lub czytał zapamiętale swoje grube książki, oprawne w zieloną skórę — było to stare wydanie ukochanego przezeń Jana Pawła Richtera, które odziedziczył po ojcu. Stąd koledzy, którzy nigdy nic nie czytali, przezwali go — Herr Richter.
A komendant wiedział od dwuch lat na podsta-