górny kiosk powyżej kolan. Zdawało się, że czaiła się na moment otwarcia klapy, żeby lunąć i zalać dolny posterunek — nie zdążyła.
— Co tam znowu djabli nadali — myślał baron. Depesze przychodziły codzień, zapewne znowu nic, jakieś głupie ostrzeżenie, fałszywe albo spóźnione, jak zwykle. Bał się jednak, że każą mu wracać w straszliwą gardziel La Manche, usianą minami i poprzegradzaną już o tej porze niemal szczelnie całym labiryntem sieci podwodnych zdradzieckich, śmiertelnych... Był znużony. W wizji oglądał już na horyzoncie trawler, niemiecki wyławiacz min, który czeka nań, żeby go przeprowadzić przez angielskie i własne pola minowe. Od tej chwili — spokój i odpoczynek — Cuxhaven — raport. Statek idzie na oględziny i gruntowną naprawę do Wulcan-Werke, a on — do domu conajmniej na dwa tygodnie.
W chwili przygnębienia pozwolił był sobie wywołać obraz Rity — źle uczynił. Odtąd już będzie spętany, nieswój. Żadnej ochoty bojowej, ani uniesienia, ani gry na przepadłe. A niekiedy, niekiedy — baron otrząsnął się ze wstydu i wstrętu... Tak, wypełznie widmo strachu. Gdy siła woli pójdzie na zwalczenie strachu, na jego ukrycie przed ludźmi załogi, którzy w momencie grozy patrzą struchlałemi oczami w twarz komendanta... Odejdź, Rito, zniknij... Litości, Rito, podziejże się gdzieś...
Wolny, pusty przestwór morza zapełnił się ponurością, ściemniło się i spienione białe czuby fal
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/102
Ta strona została przepisana.