Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/104

Ta strona została przepisana.

— Jak miniemy śnieżycę zaraz go będzie widać, ale i nas też. Brać w lewo na 90 stopni?
— Milczeć! Nie wasza rzecz!
— Stoi o dwa tysiące pięćset, nie dalej, panie komendancie.
— Do cholery, mówię — milczeć, kiedy ja tu jestem! Zrozumiane?!
— Panie komendancie, przecie on wybiera nasze miny, któreśmy tu zakładali przed tygodniem.
Tuman śnieżny przeleciał i odsłonił dalekie czarne widmo, leżące płasko na wodzie a nad niem obłok dymu, który wiatr szarpał i słał nisko po falach. Gebeschuss nie pytał o nic, tylko sięgnął ręką i przekręcił strzałkę indykatora na „stop“. Diesel odrazu umilkł. Komendant rzucił piorunującem spojrzeniem i opanował się natychmiast. Herr Richter miał słuszność jak zawsze. Tak jest. Anglik najspokojniej psuje mu całą robotę, dokonaną w ciągu dwuch ciężkich dni. To wreszcie zbudziło w nim zajadłość bojową. Spokojnie, szybko wydawał rozkazy.
— Wszyscy alarm! Dolny posterunek stery gotuj! Do grążenia gotuj! Prawy wylot Nr. 2 do strzału — gotuj!
— To już ostatnia nasza torpeda, Herr Richter — rzekł polubownie, chcąc się pogodzić.
— Cóż, panie komendancie, trzeba trafić...

Łódź, pogrążona na jedenaście metrów, zbliżała się ostrożnie do przeciwnika. Stop! Bliżej ani kro-