nęła nawała natrętnych widziadeł, odmęt cudzych słów, przyszły długie czyjeś żywoty — przeżycia, opowieści o niestworzonych dziwach i sny, sny...
Teraz już bliżej zachrobotały łopatki, jaśniej, bujniej zaczęły się wzbijać białe gwiazdy i porucznik von Senden, nagle ockniony, ogarnął w sobie i zrozumiał, co jest. Oczywiście, leży ranny, jest noc, dobra, ciemna noc, więc lada chwila mogą przyjść po niego. Dziwiło go, że nie czuje nigdzie bólu, dolegał mu tylko tępy ucisk jakiejś martwoty w nogach, w rękach, w krzyżu, był cały ścierpnięty i skostniały. Dźwignął się z wielką ostrożnością i poczuł w całym sobie niemoc i bezwład. Nie mógł się ruszyć, usłuchało go tylko jedno prawe ramię, cały tułów, nogi i prawa ręka były uwięzione. Oblał go zimny pot przerażenia. Szarpnął się z całych sił i więzy zacisnęły się na nim jeszcze mocniej. Było to zupełnie podobne do dręczącego snu, ale porucznik już wiedział, że nie śpi. Ochłonąwszy, spróbował jeszcze, wspierając się mocno o ziemię wolnem ramieniem i prężąc kark. Napróżno! Ucisk wzmógł się, rozchodził się po całem ciele tępo, dławiąco. Ogarniało go coraz bardziej ciężkie poczucie ciasnoty i niewygody, było to dolegliwe, gorsze od bólu. Nareszcie odgadł — był zasypany ziemią.
Uspokoił się, znieruchomiał. Wiedział, że niema na to innej rady, jak przeczekać cierpliwie, aż przyjdą swoi i odkopią go. Ale niechże się pośpieszą...
Był cały skręcony, związany, bez możności po-
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/12
Ta strona została przepisana.