— Przepraszam cię, stary. Widzisz i ja już ledwie znoszę wojnę.
— A pająki?
— Pracuję, owszem, siedzę w tem po uszy... Wydałem świeżo księgę i atlas — owoc dziesięciu lat pracy... Ale i do mojej samotni dosięgła wojna.
Nawet ja, stary manjak...
— Cóż, przybyła ci tylko jedna manja więcej, nienawiść do Niemiec, stąd rola Kassandry, którą grasz z takiem zapamiętaniem.
— Moja manja? Poza pająkami zawsze miałem jedną tylko manję — to była chluba całego mego życia — cześć dla wielkich idei ludzkości. Wolność! Równość! Braterstwo!... Przeklęte prusactwo...
— Nie krzycz, Niemeyer, żandarmi się nam przyglądają.
Niemeyer urwał. Pluton żandarmerji rozstawiał na peronie placówki. Naczelnik stacji latał i kręcił się, poganiając służbę kolejową.
— Widać wiozą ciężko rannych, czy wiesz, że do takich pociągów nie dopuszczają nikogo? Żeby lud niemiecki, ujrzawszy dzieło wojny, nie opamiętał się i nie zażądał końca tej rzezi.
— Dla Niemca koniec — to zwycięstwo!
— A wiesz jaki będzie nasz koniec? Klęska, jakiej świat nie widział, a potem rewolucja, wobec której katastrofa rosyjska to sielanka!
— I ty na to czekasz?
— Wzdrygam się przed rewolucją! Ale widzę, że ku temu idzie. Staczamy się z fatalizmem. Re-
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/120
Ta strona została przepisana.