Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/132

Ta strona została przepisana.

Zjawiało się czasami straszyć ją we śnie, a w ostatnich latach odzywało się chwilami na jawie na tle ciszy wieczornej. Ale dość było szmeru, słowa ludzkiego, turkotu wozu za oknem, by spłoszyć zły głos. Teraz, opędzając się od morza, odruchowo, nie wybierając, zanuciła prastarą, głupią i tajemniczą piosenkę szwabską, którą śpiewała jej niegdyś piastunka:

Ćwir, ćwir, świerszczyku,
Twój tatuśko na wojnie —
Ćwir, ćwir...
A mamuśka na Pomorzu
A Pomorze, a Pomorze
Właśnie się spaliło —
Ćwir, ćwir...


Rozrzewnił ją biedny świerszczyk, jak dawniej, gdy była malutką — nikogo nie miał na świecie, bo ojciec poszedł na wojnę — nawet nie wiedziała wtedy co to wojna — a matka zgorzała razem z całym ogromnym krajem... I ćwierka smutno, skarży się za piecem biedna sierotka. Chciała powtórzyć zwrotkę, ale głos jej się załamał w dręczącem rozżaleniu nad świerszczykiem. Postanowiła pracować nad różą przez całą godzinę, nie, będzie nad nią siedziała do dziewiątej, dopóki nie wróci ojciec, trzebaż się czemś zaprzątnąć. Haftowała zapamiętale w ciągu paru minut, ale niebawem wśród ciszy zaczęły się kształtować jakieś podejrzane szmery. Opędzała się od nich potrząsając głową, ale