rozszczepi, rozniesie w drzazgi nieszczęsną łódź... Nie, za łaską Boga ominęła je wszystkie, zapada noc, zdradziecki ślad przestanie prowadzić wroga. Ocalona łódź doczeka dnia i dowlecze się do swego portu...
Gdy nagle coś ją zahamuje, coś ją ogarnie miękkim, potężnym uściskiem. Już związana jej żywa siła, oplecione śruby, stery... Ani naprzód, ani wtył. Ani się pogrążyć ani wypłynąć... Straszliwe widmo głębiny, prężna, nieustępliwa, stalowa siećośmiornica trzyma swą zdobycz i nie puszcza. Nie wypuści jej nigdy.
Szumi morze, wzbiera fala, szerokim płaszczem zalewa wybrzeże, cofa się i znów dźwiga się potężny wał i powraca, naciera w szelestach, w poświstach, w jękach, w ślepym zajadłym gniewie. Dziś niema sposobu ukryć się przed groźbą morza. Dzisiaj przebija się wycie fal przez wszystkie głosy i dźwięki świata. Nie zagłuszy go łomot pociągu, przechodzącego przez most na Renie, ani syrena parowca na rzece, ani ostry warkot samochodów ciężarowych, które przechodzą pod samemi oknami drogą od portu. Głowa pełna okropnej wrzawy...
Rita rzuciła robotę, zerwała się i stała przez chwilę, walcząc ze strachem. Za tym razem był on nowy, zupełnie inny, niż kiedykolwiek. Dzisiaj już nie da rady. Czyż poniży się i zadzwoni na pokojową? Czy ucieknie z domu i poleci do Noodtów, do Streindorffów na okropne nudy, czy do Furbrigerów, do domu smutku i żałoby, czy wreszcie do
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/134
Ta strona została przepisana.