scy jutro, pojutrze a choćby za tydzień, gdy zabraknie w zbiornikach powietrza, wyduszeni jak szczury...
— Odejdź Rito! Już cię pożegnałem. Pozwól mi spełnić do końca mój obowiązek...
...W czarnej pomroce błyskawica — raz — dwa, trzy — cztery, pięć, sześć, siedem! „Idziemy na ratunek“... Była jeszcze nadzieja! To tylko głupi sen! Ale straszliwie wyraźny... Bywało już podobnie... Trzeba się obudzić...
Przez opętanie snu czuje, nawet wie, że pomimo uszkodzeń, pomimo siedmiu trafionych granatów, wydostał się z sieci, zdołał wynurzyć się, przemknął się po nocy między torpedowcami i szczęśliwie dobrnął... Śpi w swoim domu, dość sięgnąć ręką, żeby dotknąć Rity... Nie ma władzy w ręku, wysila się, żeby zawołać, bodaj jęknąć — Rita go natychmiast obudzi, utuli, uspokoi...
...Ostre parokrotne szczęknięcie czemś żelaznem o stalowe drzwi wyrwało go ze snu o śnie.
— Ale też śpisz... Niedobrze to zamykać się samemu w takiej godzinie.
— Cóż znów za godzina?
— No, Fell — między nami... Jabym nie czekał dłużej. Teraz najlepiej, prawie wszyscy śpią...
— Co u djabła? Czego ty odemnie chcesz?
— Nikt prócz nas dwuch nie zna prawdy. Kroll prawie że nie wierzy, ale owszem, gotów próbować. A reszta tak pomordowana, że cokolwiek so-
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/145
Ta strona została przepisana.