Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/146

Ta strona została przepisana.

bie który o tem myśli, narazie śpią pokotem i już. Na co czekać?
— Nie bądźno ty zanadto mądry...
— Nie czas na komedje, trzeba skończyć po ludzku! Wyniosłem ukradkiem ze składu i mam u siebie w kabinie siedem ćwierćkilówek. Trochę mało?
— Na jednego głupiego wystarczy. Wal! Aleby było idjotyczne, Fred, gdybym cię miał w takich okolicznościach aresztować.
— Dobry kawał! Łyknij no mojej herbatki i pogadamy.
Fred odkręcił swój nieodstępny termos i nalał pełny kubek.
— Prosit! Tylko ostrożnie, bo gorące.
Nie było zanadto gorące i nie była to całkiem herbata. Komendant pił drobnemi łykami czysty rum grzany z korzeniami i smakowało mu to bardzo. Wypił do dna.
— Daj jeszcze...
— Widzisz, przez całe życie brzydziłeś się piciem i pod tym jednym względem nie byłeś dobrym marynarzem. Dobrze, żeś się poprawił, lepiej zapóźno niż nigdy... No, stary, wypijmy jeszcze po jednym. Fell! Za naszą przyjaźń! Za nasze wszystkie przygody! Za nasze pięćset trzydzieści siedem tysięcy tonn, licząc z tym przeklętym „Peterheadem“, na którym przyszło nam utknąć. Nasza stara U. C. 17 hoch, hoch und hoch! Kochałem cię Fell, wiesz, że nie umiem sie wzruszać... Jednak... Jed-