nak... Gdybym mógł cię ocalić za cenę mego życia, zrobiłbym to natychmiast.
— Nie gadaj. Co za głupstwa?... Akurat wybrał sobie porę na czułości!...
— A kiedyż, u djabła, mam być czuły jak nie teraz?!
Długo patrzyli sobie w oczy. Pierwszemu Fredowi zaszkliły się oczy, wymknęło mu się parę łez. Komendant odwrócił spojrzenie i patrzał w ścianę. Tak stali z minutę czasu.
— No, Fred, Bóg ci zapłać za wszystko i ruszaj spać. Ja to sam zrobię, wszystko mam gotowe, nie będziesz długo czekał. Nawet nie będziesz wiedział kiedy wylądujesz w niebie...
— Sądzę, że się tam zaraz spotkamy?
— Bardzo być może. A teraz zostaw mnie samego.
— Rozkaz, komendancie...
Stanął na baczność, baron von Tebben-Gerth wyprostował się również. Tak stali jeszcze przez chwilę. Fred zrobił wzrot wtył i nie oglądając się znikł za drzwiami.
...Trzy kubki grzanego rumu szumiały w głowie, nienawykłej do picia. To co się działo omgliło się zlekka, ścierając wyrazistość prawdy. Prawda trzymała się w dawnej mocy, ale przestała być natarczywą. Myśli przechodziły leniwie, zato nabierały stanowczości. Trzeba było coś robić. Namyślał się nad tem, wreszcie zasiadł przed stolikiem i odkręcił pióro. Zaczął pisać. Był to jednocześnie dalszy
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/147
Ta strona została przepisana.