cający się dookoła i znoszony ku północnemu krańcowi Dogger Bank. Sygnały SOS nie ustają. To „Peterhead“. Okrążam go na odległości 2500 — 3000. obserwując. O 15,25 otrzymuję dwie salwy z trzech dział conajmniej 8 centymetrowych, obie za krótkie. Otwieram ogień. Po dwudziestu strzałach „Peterhead“ przerywa ogień, osiada głęboko przodem. Para z uszkodzonych kotłów osłania pole widzenia. Nagle ze śnieżycy, z W. W. N. wysuwa się o 1500 m. niszczyciel w pełnym biegu wprost na nas... Załadowawszy z najwyższym trudem obsługę działa, grążę w ostatniej chwili od niszczyciela o 500 m. Uderzam gwałtownie o dno i odchodzę na bok na W. W. N., żeby się minąć z nieprzyjacielem. Detonacje trzydziestu pięciu granatów bez uszkodzenia. Godzina 16,25...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Usiadł i starannie zakręcał pióro. Zapisał trzy kartki dziennika okrętowego zanim się domyślił, że jego pismo nie odejdzie stąd nigdy i nikomu na świecie nie będzie wiadome. Stwierdził to z pewnem zdziwieniem, ale bez wielkiego żalu. Do wyznaczonej godziny brakowało jeszcze siedemnastu minut. Po co mu te siedemnaście minut? Wstał i rozejrzał się po raz ostatni po ciasnej kabinie, która była mu domem w ciągu trzech lat. Już tu nie wróci...
Lekkie, ostrożne stukanie do drzwi wzbudziło w nim napad nienawiści do Freda. Ten sobie ubrdał, że powinien mu towarzyszyć do końca. Zniszczył