Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/157

Ta strona została przepisana.
VII

W salonach hotelu Grépon wszystkie stoliki były oddawna rozchwytane i zaopatrzone w kartki zamówień. Maitre d’hôtel, siwy dostojny dżentelmen, co chwila rozkładał ramiona i z zawodową ponadanielską cierpliwością w coraz to innym języku przekładał napastnikom, że na tę, czyli dzisiejszą noc Sylwestrową niema mowy o uzyskaniu stołu, ani miejsca, ani nawet pół krzesełka. Po przewlekłych targach odchodzili, śpiesząc do innych zakładów: mijali się w kołowrocie hallu z innymi, którzy właśnie z owych miejsc wracali. Wszędzie nawała ludzka.
Genewa była tej zimy natłoczona jak nigdy jeszcze w toku lat wojny. Referent wydziału meldunkowego, podsumowując ruch przyjezdnych, zdumiewał się, skąd się biorą ci turyści w trudnych czasach wojny, gdzie się to wszystko zdoła wgnieść i pomieścić. Kupcy, hotelarze, wszyscy autochtoni wszelkich genewskich zawodów promienieli, interesy rosły, pęczniały w niebywałych obrotach. W zamęcie dziejów rodziły się natarczywe nowe potrzeby chwili i stwarzały nowe niebywałe na tym