Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/163

Ta strona została przepisana.

wy blondyn o zaspanych oczach. Robił on wrażenie osobnika stale podpitego, często ziewał, odzywał się tylko po francusku i kulał na słabej nodze, posługując się eleganckim kijkiem. Mieszkał w tym samym korytarzu o parę numerów dalej. Był raczej pospolity, czemu zawdzięczał swoje zaliczenie do liczby podejrzanych? Doktór Ossian Heim przypuszczał uporczywie, że skądś się z nim znają. Spostrzegł to od pierwszego spojrzenia i nawet o mało nie popełnił najwyższej nieostrożności i nie zaczepił go, mijając się z nim na schodach. Blada, szeroka wygolona twarz z sennemi oczami prześladowała go w sposób nader przykry. Z rozmaitych warstw przeszłości, z różnych miejsc majaczyło to widmo i nie pasowało do niczego. Była to jakby postać z dawnego snu a raczej ze snu uporczywego, który się powtarzał co kilka miesięcy, co parę lat, a począł się był hen kędyś w dzieciństwie i będzie się tak zjawiał do końca życia. Każdy ma taki sen.
Mógł to być sobie pierwszy lepszy pan, który w toku wojny osiadł był tu na mieliźnie, odcięty od swego kraju i czekał w Grépon końca wojny. Mógł być obywatelem tej lub owej walczącej ojczyzny, który za wszelką cenę postanowił sobie przetrwać tę wojnę zdrowo i cało, nie kusząc się o chwałę bitew ani o zasługę spełnionego obowiązku. Pędził tu żywot z dnia na dzień na przeczekaniu i różnemi barwnemi trunkami o każdej porze dnia słodził swoje próżniactwo. Ale znajomości je-