się po kątach. W lustrze majaczyły cienie głów i usiłowały wydobyć się ze złoconych ram. Na kanapie za siołem znowu zasiądzie nieznajomy, utkany z mgły i dymu, upiór przybłędny, duch złej wieści... Czy się odezwie za tym razem, czy ją wyjawi nareszcie.
Baronowa Rita von Tebben-Gerth nie obejrzałaby się za nic na świecie. Lepiej nic nie widzieć, lepiej nic nie wiedzieć... Przywarła czołem do szyby i drżąc ze strachu starała się przeczekać nawałę pomroki. Gdy przewalą kłęby mgły, znikną widziadła. Cóż za okropna zima, od trzech tygodni nie było jednej chwili słońca — jakże tu żyć?
Jaśniało i ciemniało znowu. Mgła uściełała się w warstwy, rozwlekała się w pasma. Zdawało się, że lada chwila stanie się cud i wyjrzy słońce, ale wnet napływał gęsty mrok. W odmęcie wzbierały jakby chmury, przesuwały się strzępy nieokreślonych kształtów o dziwnych podobieństwach, które mogły być wszystkiem. Za zasłoną mgły ciągnęły głębokie, długie kolumny cieniów, przemijały i nadchodziły inne. Przepływały czarne sylwety okrętów, w szyku bojowym, olbrzym za olbrzymem. Wyraźnie rysowały się kominy, maszty, potężne nadbudowy i godzące w niebo paszcze armat. Nadchodziły niezliczone zaprzęgi artylerji i znowu sunęły ściśnięte ławice piechoty, nad którą zrzadka majaczyły konne widmowe postacie. Płynęły we mgle całe armje.
Rita znała je, to były odbicia odeszłych lat, miraże niezliczonych grobów, zatopionych okrętów, roz-
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/180
Ta strona została przepisana.