Profesor otrząsnął się, chwycił za pióro i zaczął:
— Excelencjo...
Stary Hans wyrósł na progu z czyjąś kartą w ręce. Tak jest, na tę godzinę wyznaczył przyjęcie.
— Prosić!
— Musimy się poznać zbliżej, panie doktorze...
My samotnicy z Ludwigshafen żyjemy jak bracia, co sobota między szóstą a ósmą zbierają się w moim domu pańscy koledzy. Ale chciałem pomówić z panem na osobności. Pańskie chlubne postanowienie i przełamanie tylu przeszkód w dążeniu do ojczyzny. W takich czasach... Z drugiej półkuli świata... Jakże się pan czuje na tej ziemi niemieckiej? Jeszcze obco? Nijako?
— Rozglądam się, panie profesorze! I doprawdy jestem zanadto wzruszony, żeby wydać jakiś sąd o tem, co widzę. Ale nie czuję żadnej obcości, odezwała się we mnie stara krew niemiecka.
— Zastaje nas pan w czwartym roku najcięższych zapasów, jakie znała historja. Wiele stron życia zniszczyła wojna, wszystko u nas jest nienormalne. Ale tembardziej świetnie objawia się teraz wielki duch niemiecki w kolosalnym wysiłku, który pozwala nam stawić czoło — co tu ukrywać — przeciwko całemu światu. To jest wspaniałe! Tragiczne! I jeżeli Bóg da...
Profesor zamilkł i przez chwilę wpatrywał się w swego nowego pracownika. Oddawna zabiegał o przydzielenie mu dwuch znanych sobie młodych chemików, dawnych uczniów, ale jeden zginął na
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/188
Ta strona została przepisana.