Wierzył on w natchnienie i intuicję badacza w dziedzinie chemji, która jest niemniej wspaniałą sztuką jak poezja. Dawał rady. Zapamiętać się w pracy, zapomnieć o świecie, zamknąć się jak mnich. Pogrążyć się w zadaniu, jak fakir w swej wyłącznej kontemplacji tajemnic bóstwa, udręczyć się, wpaść w obłąkaną manję. A gdy mózg przemęczony do ostatecznego wyczerpania odmówi posłuszeństwa, gdy z prób, usiłowań, zgadywań wytworzy się chaos i zamęt — oderwać się pewnego dnia od pracy i zapomnieć o niej. Odpocząć. Nie myśleć. Spać, czytać najgłupsze powieści, pić piwo, gadać z ludźmi o niczem. Oszukać samego siebie, wyrzec się całego zamiaru. Nic nie robić i na nic nie czekać. Sam przyjdzie dzień, gdy błyśnie światło, musi przyjść, i wówczas na nowo jąć się pracy. Znowu jeszcze o krok zbliży się badacz do swojego celu, albowiem mędrsze i mocniejsze jest w człowieku to, co się samo dokonywa, niż cała jego wola i wiedza. Trzeba pozwolić siłom podświadomym mieć swój udział w pracy twórczej, zawiedzie się ten, kto liczy tylko na rozum i wysiłek woli.
Doktór Heim był jak w upojeniu. W myśli już rozwiązywał zadanie, dumał teoretycznie i na niewidzialnej tablicy rozstawiał i segregował swoje cyfry i znaki. Wpadł w zapamiętanie, zapomniał o samym celu tego wszystkiego. Aż spostrzegł, że coś go odrywa i coś go jakby usypia. Jakaś zasłona odgradza go od rzeczy, do której jeszcze przed chwilą należały wszystkie jego myśli. Dopiero zauważył,
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/195
Ta strona została przepisana.