Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/199

Ta strona została przepisana.

łóżku. W ciemnościach dookoła niego była próżnia, rzec można, bez żadnej rzeczywistości. Raczej przeczuwał niż pamiętał, że tuż pod ręką ma kontakt, ale uląkł się światła. Zanim coś ujrzy oczami, musi to odtworzyć w sobie samym. Albowiem od niego zależy to, co zobaczy, jako prawdę. Jeśli zechce, może to zupełnie odmienić. Ale nie wiedział, czego ma chcieć — zgubił się w tej ciemności. Strzępy myśli, obrazów, twarzy, miejsc, czasów przelatywały mu przez głowę. Zamęt walki, trzask i huk w głowie... Maska dolega, pali, dusi... Zimna noc w błocie, strach i ciemności pełne jęków... Słowa, napuszone słowa, bohaterskie słowa zbrodnicze we wszystkich językach świata — komunikaty w gazetach... Czwarty rok wojny?... To niemożliwość, to fałsz... San-Francisco, Chicago, New-York, Atlantyk, Paryż?... Znowu kłamstwo!... Zadymiona knajpa Hirchauers-Diehle, w ostatnim pokoju koledzy z „Badische“ i prawdziwe pełnoprocentowe piwo przedwojenne. Kolega Bieder (Żelazny Krzyż) opowiada o szturmach na Douaumont. Wołania — dosyć tego! Zaśpiewajmy!...

— Niema żadnej wojny,
Nie było i nie będzie,
To nasze jest orędzie —
Niech żyje świat w spokoju!
Etylen, Etylen ojciec rodu
Błogosławi młodą parę.
Niech ślubują sobie wiarę
Dla wybawienia narodów.