Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/223

Ta strona została przepisana.

du na parę dni do Szwajcarji czy do Holandji wyda się napewno podejrzaną. Mógł przekraść się przez granicę przy pomocy stosunków francuskiej centrali w Berlinie. Zresztą jest na służbie i o wszystkiem postanowi jego tajemniczy szef — van Trothen.
Gdyby mu zostawiono do wyboru wrócić do kraju lub zostać i trwać dalej na posterunku — sam nie wie, coby uczynił. Czyżby sądzonem mu było jeszcze zażyć spokoju i własnego szczęścia? Taki obrót losu nie mieścił mu się w głowie. Od wybuchu wojny przeczuwał, że nie wyjdzie cało z kataklizmu, a po czterech miesiącach walk nad Somme’ą — nawet nie chciał już doczekać końca wojny. Zadużo zniósł okropności, do cna zdarły mu się nerwy. Zatracił ochotę i zdolność do spokojnego życia, zatracił samego siebie i bytował z dnia na dzień w okropnych warunkach frontu w obłędnem mniemaniu, że ze wszystkiego co być mogło, to jest jeszcze najlepsze... Najlepsze, gdyż każdego dnia, o każdej godzinie, w każdej chwili może przyjść śmierć — wybawienie. Po tem, co widział nad Somme’ą — nie godziło się wyżyć, śmierć była jedynem odkupieniem żołnierzy za zbrodnie i bezeceństwa, do których przykładał ręki. Ale omijała go śmierć i gdy w szpitalu w Tours odszukał go wysłaniec Ministerstwa z biura Nr. 2 i przedstawił mu propozycje, które jednocześnie były rozkazem — usłuchał bez namysłu. Albowiem ta nowa okropność też niosła w sobie grozę i śmierć, ale zarazem była trudniejsza i nieznana, zaciekawiała. I było w niej