Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/229

Ta strona została przepisana.

o wiele krócej niż dobry sen. Przenoszę się czasami do jakichś tajemniczych obcych krajów, albo też przebywam w czasach Karola Wielkiego, Hanzy, albo wśród Meistersaengerów, ale też bardzo niedługo. Zdarzało mi się bywać listkiem klonu, który płynie z prądem Renu, zdaleka, niewiadomo skąd — ale na tę chwilę ja, jako listek wiedziałam o sobie wszystko i znałam moje macierzyste drzewo. Ono stało na wysokim brzegu na zakręcie rzeki, wyrosło wśród ruin zamczyska i pamięta co się tam działo, gdy na zamku mieszkali ostatni dziedzice. To było w końcu siedemnastego wieku. Ostatni z rodu, zubożały przez wojnę trzydziestoletnią był wówczas starcem, wszystkie jego dzieci pomarły...
Kilka łez wymknęło się z jej oczu, zamilkła. Przez te łzy spojrzała nań ze zdumieniem, zapytała:
— Co pan mówi?
— Nic nie mówiłem, pani baronowo...
— Pan tego wprawdzie nie powiedział głośno, ale pan sobie pomyślał o mnie, że ja jestem bardzo głupia? Nie jestem taka niemądra, ale panu musiało się tak wydać, bo ja nigdy nie umiałam rozmawiać tak jak wszyscy. Dla mnie właśnie zwyczajne towarzyskie rozmowy o niczem są niepotrzebne i śmiertelnie nudne. Często w jakimś salonie wszyscy co do jednego nie mają sobie nic do powiedzenia i nudzą się śmiertelnie, a gadają, gadają — z najwyższem ożywieniem, aż huczy w całym domu. I do czego to podobne? Już lepiej opowiadać sobie plotki po kątach, albo kłócić się o po-