litykę. Ludzie nie umieją milczeć, a ja bardzo lubię nic nie mówić. Ale wówczas wszyscy są zdania, że jestem nudna. Cóż, kiedy najczęściej niema się wiele do powiedzenia. I teraz nie mam o czem... Aha — pan wie? Na obiad będzie szynka!
Dr. Helm słuchał jej z uśmiechem, jak się słucha małego dziecka, a wpatrywał się w nią badawczo, szukając przyczyny jej nadzwyczajnego uroku. Nie była piękna, ale zdawało się być pewnem, że przy niej zgasłaby najwspanialsza kobieta. Sam głos jej czarował i pieścił, ale w wyrazie jego przeważały smutek i skarga. Skarżyły się jasne brwi, wzniesione tragicznie, skarżyły się usta. Jakże musiała być ubóstwianą przez męża, tego, który już nie żyje... Jakże śmiertelnie kocha go ona, która dręczy się tęsknotą, spodziewa się, że lada chwila otrzyma nareszcie wieść szczęśliwą. Nie — już w niej wypisana żałoba, w tajemnem przeczuciu, w wizji podświadomej musi ona odpędzać od siebie straszliwą marę, która staje w progu — i już nie odchodzi na żadne zaklęcie...
— Każ podawać, Rito! Panie doktorze, nasze niemieckie obiady są teraz takie, że nie wypada na nie zapraszać. Ale za tym razem mamy niespodziankę, dar mego przyjaciela, dzielnego pułkownika. Jest to jedyna zdobycz, jaką przywożę z Głównej Kwatery... Odszkodowanie za zawiedzione nadzieje...
Pyff, Wager, najedz się raz dosyta i uspokój się!... Nie trap się nad zbawieniem ojczyzny, gdyż jest ona już niejako zbawiona, zajął się tem kto inny...
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/230
Ta strona została przepisana.