lin, stolicę swej odzyskanej ojczyzny. Naturalnie, oczywiście, to mu się należy, więc, powiedzmy — za tydzień.
I stało się tak, że w ciągu całego tego tygodnia, dzień w dzień, doktór Helm bywał u Rity. Ojciec nie przeszkadzał im, gdyż wybrał się w podróż okrężną po oficerskich szkołach gazowych z wykładami. Rita przyjmowała gościa we własnem mieszkaniu na pierwszem piętrze. Za każdym razem witała go tak, jak za pierwszą wizytą, z tem samem zdziwieniem w oczach, jakby go nie poznawała, ale była niemal uprzejmą i czas im schodził do późnej godziny. Doktór Helm odrazu wyzbył się pustych ceregielów towarzyskich i odgadł łatwo jak ma się zachowywać w obliczu osoby tak dziwnej. Ich rozmowa rwała się, wymilczali się niemal gadzinami, a o czemkolwiek zaczynała Rita w swoim stylu fantastycznym, było to przyjmowane tak samo, jak gdyby mówiła rozsądnie. Doktór niczemu się nie dziwił, żadne urojenie Rity nie wytrącało go ze spokoju, potrafił zawsze odpowiedzieć na najbardziej nieoczekiwane pytanie, dostosował się do niej i niejako upodobnił. To snać podbiło samotnicę, gdyż już za trzecią wizytą doktór Helm doznał wyjątkowej łaski, jakiej nie dostąpił w tych smutnych czasach rodzony ojciec.
— Pan mógłby wytrzymać bez wojny? Gdyby się jutro skończyła, jakby pan to przyjął? Wszyscy modlą się, męczą Pana Boga, pragną pokoju, a nikt nie wie, że w ludziach i w całych narodach zaszły
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/232
Ta strona została przepisana.