Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/235

Ta strona została przepisana.

Wzniosła ku niemu oczy zatroskane, rozżalone oczy dziecka.
— Proszę mi darować, z pewnością się omyliłam, może to nie były duchy zabitych... Zapewne jakieś inne — teraz na świecie wszędzie duchów pełno... Tułają się nieszczęsne między nami żywymi... I tu snać się zabłąkały... Ja, proszę pana, nigdy się ich nie boję. One są biedne, skrzywdzone, one nie są mściwe. Szukają ciepła, ukojenia. Jeżeli się je wyczuje czy spostrzeże, trzeba im coś ze siebie dać. Wie pan, ja, kiedy mi się zjawiają, poprostu im zagram przez chwilkę, czasami dłużej. Posłuchają, pocieszą się i odchodzą.
Podniosła się i zwolna w skupieniu, w dziwnym jakimś rytmem, jakby wypełniając tajemny obrządek, zbliżała się do fortepianu.
Tak zaczęła się ich przyjaźń. Déspaix został dopuszczony do jej tajemnego świata, pozwoliła mu być obecnym gdy grała tylko cieniom, wizjom, swoim smutkom. Wówczas nie dostrzegała jego obecności, zapominała o nim, ale gdy wstawała od fortepianu nie dziwiła jej jego zjawa. Zaczynała rozmowę, nieraz nawet nawiązując do tego o czem mówili poprzednio, godziny gry zdawały się nie istnieć, jakby były długiem milczeniem. Muzyka Rity stała się jego opętaniem, dopiero teraz pojął ów tak często powtarzany komunał, że muzyka jest wyrazem spraw, dla których niema słów w ludzkim języku. To, co Rita usiłowała czasami wypowiedzieć o sobie, o świecie, było zawsze mętne,