powikłane, pomylone, dopiero w tonach objawiała się cała do głębi i stawała się zjawiskiem nie z tego świata, a jednak dostępnem dla pojęcia. W jej muzyce było nietylko upojenie, objawiała się w niej jakowaś wiedza tajemna, która odgradzała od świata i jak na samotnej pustyni okazywała nicość wszelkiej sprawy ludzkiej, budziła tęsknotę do najwyższej prawdy i w pewnych momentach kreśliła jej ślad, pozwalała dosłyszeć samo jej tchnienie. Niekiedy zbliżała się do granic już nie do przekroczenia dla umysłu i wówczas stawała się muzyką obłędu, dręczącą, upiorną. Zdarzało się to najczęściej, gdy Rita improwizowała swoje własne „przygrywki“, jak to nazywała sama. Wówczas Claude drętwiał, zamierał, przygniatało go coś w rodzaju strachu, chciało mu się zasłonić uszy i chciało mu się własnym krzykiem zagłuszyć poczwarne skojarzenia dźwięków, gdzie jęki rozpaczy, głosy anielskie, szatańskie zgrzyty snuły się dokoła głównego motywu, który powtarzał się nielistościwy i kuł w duszę jak młotem, zmuszając ją do podołania niepodobieństwu. Rita nie zważała zupełnie na swego słuchacza, ale zdarzało się nieraz, że udręczywszy go chaosem swych własnych nieodgadnionych myśli muzycznych, koiła go a zapewne i siebie samą fragmentem Beethovena, Mozarta, Bacha. Każdego mistrza przetwarzała po swojemu, interpretacją urojoną lub zda się jedynie trafną, zawsze niespodziewanie, nadspodziewanie.
Pewnego wieczoru grała marsza żałobnego z
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/236
Ta strona została przepisana.