na wszystkie strony świata ucieka czarne mrowie nieszczęsnych mieszkańców. Olbrzymia roześmiana twarz Michela w hełmie szczerzy potworne zęby.
Żołnierz zanosi się, pęka ze śmiechu. — Ha-ha-ha! I oni sobie myślą, że nam poradzą! Ha-ha-ha!
Weszła maleńka podstarzała kobiecina z robótką w ręku i szybko automatycznie przebierając palcami po drutach przyglądała się przez okulary spóźnionemu gościowi. Głos jej był słaby i wysilony, ton wybitnie nieuprzejmy, akcent czysto berliński.
— Nasze biura oddawna zamknięte i niema nikogo.
— Czy pani Sempach?
— Jestem pani Sempach, pan do mnie w osobistej sprawie? Ja pana nie znam!
— Ale szanowna pani zna dobrze panią Schmetterling?
— Schmetterling? Nie znam żadnej takiej!
— Więc radcę handlowego Knopfa?
— Boże jedyny! Knopfa? Skądże znowu mam znać jakiegoś Knopfa?!
— Przepraszam, to jakieś nieporozumienie... Więc przychodzę od państwa Licht i już!
— I już?! Co to ma znaczyć?
— To znaczy, że przychodzę po kartki na mydło.
— Ależ ja nie mam żadnych kartek na mydło!
Proszę się wynosić w tej chwili!! Pan mnie nachodzi po nocy! Pan wyplata głupstwa! Pan mnie chce
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/243
Ta strona została przepisana.