dzień z zachodu i wschodu nadchodziły krwią pisane komunikaty, świadectwa niemieckiej chwały. Uzbierało się tego i teraz, jak Niemcy długie i szerokie, nie było rodziny i nie było domu, na któryby nie spadł zaszczyt udziału w narodowej chwale. Tchnienie śmierci ciągnęło ulicami wraz z tym tłumem, snuło się wszędzie, przenikało przez szyby i mury. Zdawało się, że pośród żyjących krążą niewidzialne duchy tych, którzy nie wrócą — Eva ulękła się swej wizji. Tego co teraz nie czuła po tamtej stronie frontu, ani w Rosji, ani w Anglji, ani we Francji, ani we Włoszech. Tutaj nad wszystkiem leżał potworny ciężar wojny, na każdym kroku znać było śmiertelny wysiłek narodu, który musiał stawić czoło całemu światu. Zdumiewała potęga tego uporu.
Bywała w domach niemieckich i kiedy rozmawiała z dostojnikami państwa, zarówno oni, jak jakaś skromna cicha matka w żałobie po synu, jak pierwsza lepsza żona oficera, żyjąca od trzech lat w niepokoju o życie męża — wszyscy okazywali wolę do walki i wiarę w ostateczne zwycięstwo, coprawda już w tej dobie bez aneksji i odszkodowań. Nie słyszała tu jeszcze krytyki ani szyderstwa, ani paryskich dowcipów. Podziwiała to, wiedząc jak wycieńczone, jak osaczone są Niemcy, jaka straszliwa nawała ciągnie na nich z za oceanu.
— Jacy wy spokojni, nie widziałam tego nigdzie z tamtej strony okopów.
— Trudno — odpowiedział jej na to stary wielbiciel z przed wojny, generał von Sittenfeld
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/255
Ta strona została przepisana.