ludzki dech wołał, trwożył, dręczył bez końca, pod jego wściekłym naporem łamało się serce, drgały cicho brzęcząc szyby.
— Ratujcie mnie... Ratujcie... Dobrzy ludzie... O ludzie...
Kogo miała na myśli tak szepcząc we trwodze? Nikogo. Czyż jest ktoś tak nieskończenie dobry, żeby zrozumiał jej rozpacz i mądrem słowem, odgadnięciem prawdy utulił jej złowrogie przyczucie?... Pomyślała o tym Ossianie Helmie — czemuż go niema przy niej teraz właśnie? Nie przychodzi w najgorszej potrzebie, niedobry, niewierny... Dawno go nie było, pojechał daleko, kiedy ona jest najnieszczęśliwsza. Zapragnęła jego milczącej obecności, jego spokojnego spojrzenia... Ojciec znowu gdzie? gania po świecie, zresztą, cóż ojciec...
Holownik zachłysnął się i urwał nagle, uczyniło się przeraźliwie cicho i doktór Ossian Helm stanął w progu. Nie wierzyła własnym oczom.
— To pan? To pan naprawdę?
— Jestem, witam panią. Może nie w porę?
— Ach, w porę!
Poraz pierwszy powitała go radośnie. Zaczęła szybko mówić o byle czem, o niczem, urywając zdania, jakby jej brakło tchu. Zarzucała go pytaniami, nie dając mu odpowiedzieć, ani wtrącić jednego słowa. Pytała o Berlin, skarżyła się na ojca, że pojechał przeziębiony, oznajmiła, że syn adwokata Minna poległ pod Lombardsyde, że młody Schramm przedwczoraj otruł się, ale go odratowali. Wuj
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/267
Ta strona została przepisana.