Gebeschuss skinął głową i poszedł. Ciężkie skrzypiące kroki oddalały się, głuchły, ucichły, gdzieś tam trzasnęły drzwi.
Rita zadumała się i stała pośrodku pokoju. Claude myślał bezradnie, co też teraz będzie. I niespodziewanie ogarnęła go fala najserdeczniejszego wzruszenia. Troska tej Rity baronowej von TebbenGerth stała się jego własną, rodzoną. Ona sama? Nie było ofiary, którejby dla niej nie uczynił teraz. Teraz i zawsze. Odezwało się w nim serce, sponiewierane przez wojnę, zmartwiałe i skrzepłe. W tej chwili ożył w nim człowiek, ten, którego sam zdusił był w sobie i zatracił przez wysiłek rozumu, ażeby przetrwać wojnę. Odpadła jak skorupa sztuczna mądrość i w duszy pojaśniało. Te czasy straszliwe, ten wrogi kraj, ta jego rola zdradziecka — wszystko stało się naraz jak przez czary wiosennie urocze, młodzieńczo piękne. Los tak chciał, żeby przez wszystkie piekła doszedł do tej chwili. Ażeby błądząc przez bezdroża wojny spotkał Ritę i przed nią się ukorzył. Czyż nie w tem było wypełnienie jego żywota? Któż wskazuje człowiekowi jego szczyty, najwyższe napięcia, cel życia, sens życia i jego godny koniec? Niema na to rad, wskazań, nakazów, bezsilny jest rozum i namysł. Wszystko — w natchnieniu serca, całe życie — w jednej chwili...
Jeszcze raz obejrzał się wokoło, jakby po raz ostatni pytając, gdzie on jest, co czyni, czego chce? Obudzić się? Uciekać? Dokąd uciekać? Od czego?
Pokój tonął w ciszy, w niebieskawym zmierzchu.
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/275
Ta strona została przepisana.