— Czy pani mi każe odejść, czy mogę przy niej zostać?
Odwróciła się od okna, spojrzała nań bezwiednie, przelotnie i ostrożnie, na palcach, jakby się skradając, znikła w ciemnym kącie, rozpłynęła się w ciszy. Claude czekał w uniesieniu, jak gdyby od tego, co teraz nastąpi, zależał jego los. Czego się spodziewał? Nie wiedział. Pragnął dostąpić cudu, zatracić się w ekstazie, oderwać się od wszystkiego, co było ongiś w czasach pradawnych — przed tą chwilą. Roztapiał się w nicości, obezwładniony. Może na zawsze utonie w pustce i zaprzepaści swój los, może sam sobie stanie się obcy i obojętny, a każdy zrobi z nim co zechce?... Może otrząśnie się ze złudy opętania? Powróci do siebie i nadal będzie człekiem prostym, zwyczajnym, wplątanym jeno w poczwarne rzuty i skręty huraganu dziejowego? Zostanie z piętnem tragicznej swojej śmieszności, jako pył, jako nic — ofiara wśród miljonów jemu podobnych.
A może i to wnet, natychmiast — rozsunie się przed nim zasłona, która od dnia urodzenia odgradzała go od prawdy jego przeznaczeń? Dostąpi łaski cudu — odnajdzie siebie i własną drogę...
Czyjaś ręka, lekka jak westchnienie, dotknęła strun jego duszy. Oddźwiękły ledwie dosłyszalnym szeptem i wypowiedziały słowo najtajemniejsze, to samo, które zawsze spoczywało na dnie duszy, uśpione, niepoznane. Zaczęło się misterjum ekstazy.
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/277
Ta strona została przepisana.