sów nocy. Byli to wprawdzie Niemcy, ale gdy przyjdą, to odkopując tamtego muszą choćby nie zechcieli odgrzebać i jego, który leży z nim razem. Nie dobiją go, bo tamtem nie da... W to wierzył, trzymali się wciąż za ręce, Déspaix pocisnął porozumiewawczo rękę Niemca, odpowiedziało mu słabe ale wyraźne poruszenie. — Nie bój się, ja cię obronię...
Oddychał głęboko, czując tuż przed sobą niewiarogodną chwilę wybawienia.
Nagle zakasłał, zakrztusił się. Powietrze zaczerpnięte z oddechem natychmiast wracało z powrotem, jak wypchnięte przemocą. Było straszliwe, nie do wytrzymania obrzydłe... Zaszumiało mu w głowie, zaczął się dusić. Niemiec charczał ciężko. Księżyc zasunął sie za chmurę i nieprzejrzana noc okryła wszystko.
Poznał Déspaix okropny cuch zastarzałego trupiego rozkładu. Na nic się zdało szamotanie w uwięzi ani jęki. W nocnej swej robocie natrafili żołnierze na zwłoki zagrzebane ongiś przez pociski i odkopali stare cmentarzysko. Wytrysł z pod ziemi śmiertelny jad grobu i zatruwał wszystko dokoła. Rozbiegli się klnąc żołnierze. Na to zblizka runęły salwą strzały. Łyskanie ognia. Okrzyki, tupot nóg, szczęk bagnetów, granaty... Przebiegali uciekający, tratując bez miłosierdzia nieszczęsne głowy, potykając się o nieruchome, żywe, niewidoczne w pomroce przeszkody. Już jęczą, stękają i rzężą nowi ranni na miejsce tych, którzy niedawno ucichli.
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/28
Ta strona została przepisana.