Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/284

Ta strona została przepisana.

zębami mnóstwo pijackich twarzy, znowu zlewają się na nią strugi czerwonego wina... Za innymi, jak zarażona, sama zaczyna się śmiać bolącym opętanym śmiechem.
...Zatulona w pled drzemie w wagonie. Ruch, głuchy łoskot kół kołysze ją do snu. Wypoczywa rozjątrzone, splugawione ciało, dusza oddala się od tego, co było tej nocy, już zapomina. Za pół godziny będzie wolna od gnębiącej zmory. Błogi sen przygarnia ją do siebie, koi, przebacza... Gdy otworzyła oczy, młody człowiek siedzący naprzeciwko w futerku z lisim kołnierzem odwrócił od niej spojrzenie. Ten sam. Widziała go w Kiel w kabarecie „Zielona Maska“, a potem w forcie wojennym, gdy już trochę pijana siadała do motorówki, żeby jechać do eskadry na resztę nocy... Znać, że chce do niej zagadać... Więc przymyka oczy i udaje, że zasypia... Ale on przemówił zcicha, spokojnie, niby do siebie. Zdrętwiała. Słucha... Ten człowiek wszystko o niej wie... Czyta jej dzieje jak z książki, gdzie wszystko o niej zapisane. Książka jest francuska. Ale on fatalnie wymawia... Ach, i to jeszcze... Rzecz, o której nie wie nikt na świecie... Teraz grozi... Teraz wyznacza jej spotkanie... Nakazuje... Nie może dłużej — otwiera oczy. Młody człowiek czyta półgłosem książkę w żółtej okładce.
— Może pani przeszkadzam? Czytam głośno dla wprawy w języku. Będę już ciszej...
— Proszę bardzo! To mi nie przeszkadza.
— Dziękuję pani...