Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/290

Ta strona została przepisana.

— Powiedz mi wszystko!
— Nie mogę... Tego już za nic nie mogę... Okropności...
— W Kiel?
— Zabrali mnie na jakiś torpedowiec...
— I co? I co? Mów wszystko, wszystko! — Pani Hipper przycisnęła do siebie Gretę, oplotła ją ramionami. Na ulicy zagrzmiały trąby.
Tłum kobiet zalał chodniki i jezdnię po obu stronach kolumny, uczynił się zamęt i zgiełk, bieganina, nawoływania. Kobiety kręciły się jak oszalałe szukając, wracając, doganiając. Trudno było odnaleść swojego, wszyscy zrobili się obcy i jednakowi w głębokich hełmach, w obciążeniu bojowem, z bronią na ramieniu. Latały, krzyżowały się w powietrzu i tonęły w zamęcie imiona, imiona, imiona. Nikt się nie odzywał, żaden nawet nie spojrzał na stronę. Wszyscy, czwórka za czwórką, pluton za plutonem, kompanja za kompanją patrzeli ostro w dal, gdzie za górami, za rzekami czekało na nich jakieś miejsce, dzień i któraś godzina. Żaden nie wiedział i nie pytał, dokąd go prowadzą, każdy wspominał dawne swoje służby bojowe, przeróżne, a zawsze te same. Bywały płaskie pola, niebotyczne góry, trzęsawiska, bezwodne stepy, rzeki, jeziora, spalone słońcem wybrzeża morskie, zdradzieckie lasy. Wszędzie zastawali to samo, głębokie okopy, murowane schrony, blokhausy, przyczółki i druty, poplątaną gęstwinę rowów dobiegowych i chodników. Gdzie-