kolwiek los nimi rzucił, zakopywali się w ziemię, tam walczyli, tam ginęli. Przemierzyli kraje północy i południa, wschodu i zachodu. Wszystkie strony świata, zaznały ich niemieckiego miecza i wszędzie rozrzucone były ich kości. Starzy żołnierze... Jedni pamiętali wybuch wojny i Marnę, inni przełom pod Gorlicami, zdobycie Warszawy, ci byli w Karpatach, ci nad Sommą, ci w Argonnach, tamci pod Verdun. Ten był ranny nad Dniestrem, ten w Rumunji, ten w Serbji, ten w Turcji. Żołnierze z pod Rygi, znad jeziora Narocz, z Tyrolu, z Gorycji, z nad Piave, z nad Tagliamento. Wybrani z rozbitych pułków, z różnych dywizyj, korpusów, armij, najdzielniejsi, którzy przetrwali wszystko — bataljon szturmowy Nr. 117. Każdy pamiętał swoje, ale bataljon pamiętał wszystkie fronty, wszystkie natarcia, wszystkie odwroty — znał i pamiętał całą wojnę. Co sobie myślał który, czego chciał? Czem się gryzł? Czem się truł? Wszystko jedno. Albowiem bataljon tysiącgłowy szedł twardym krokiem mierzonym, jakby szedł jeden człowiek. Bojowa machina zbudowana przemądrze, spojona z żelazną mocą, nastawiona była na ślepą żądzę boju, na krew, na zwycięstwo.
To głosiły trąby bataljonu i jego grzmiący krok.
Zbiedzeni przechodnie, mieszkańcy starego Heidelbergu zatrzymywali się i setkami oczu patrzeli w, twarze przechodzących żołnierzy. Patrzeli z żalem, że oto i ci jeszcze zginą i nie wrócą. Patrzeli z otuchą — dzielnych żołnierzy mają jeszcze Niemcy! Niektórzy wołali — niech żyje armja! — Kończ-
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/291
Ta strona została przepisana.