cie tę wojnę! — Na Paryż! Krzyczeli — Hoch Vaterland! Hoch Kaiser! Okrzyki były nikłe, jak gdyby mieszkańcy Heidelbergu w tym czwartym roku wojny nie mieli sił ani głosu.
Dzielnie maszerował bataljon, nie gorzej niż za najlepszych czasów. Niebawem została w tyle większość odprowadzających kobiet, rozciągnąwszy się w bezładną, rozproszoną gromadę. Pierwsze ustały stare babki i matki z niemowlętami na ręku. Śpieszyły jak mogły, kłapiąc po bruku drewnianemi chodakami, ciągnąc za sobą po dwoje, po troje, po czworo krzyczących, zapłakanych dzieci. Wlokły się beznadziejnie, wiedziały bowiem dobrze, że dopóki bataljon się nie zawagonuje i nie odjedzie, na dworzec nie wpuszczają nikogo z publiczności. Szły coraz wolniej, ustawały, ostatnia czwórka oddawna znikła im z oczu za rogiem ulicy. Nie dochodził nawet dźwięk trąb...
Pani Greta wyszła z domu uśmiechnięta, z blaskiem w oczach. Spowiedź przed przyjaciółką, jej pieszczoty subtelne, kąpiel i dwie dawki białych kryształków z weneckiego flakonika dały jej zapomnienie wszystkich brudów, żalów, strachów, przywróciły jej zwykłą nie dbającą o nic lekkomyślność. Serce napełniło się dobrocią, wszystkie jej myśli były szlachetne. Śpieszyła na dworzec, gdyż od dwuch tygodni nie była u rodziców, a tymczasem ten mały, głupi Hans o mało nie sprowadził na dom nieszczęścia. Po drodze zatrzymała się przed
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/292
Ta strona została przepisana.