nikt nie wysyłał, oznajmiłam tylko gdzie należy, że mam zamiar spróbować moich sił na tym zajmującym terenie. Pan generał Dubreuil był tak łaskaw, że na paru konferencjach udzielił mi nader pożytecznych instrukcyj oraz polecił mi pańską szanowną osobę jako doradcę technicznego i człowieka zaufania — tylko tyle.
— Ależ pani zginie! I to marnie! I bardzo prędko... Taka amatorka — dyletantka! Czyż pani nie wie, że nastawiona jest na nas straszliwa machina kontrwywiadu? Pani się zaplącze, pani im wpadnie w oko odrazu. Wówczas zastawią jakąś nader kunsztowną pułapkę a pani złapie się w nią z całą swoją inteligencją i ze swoim nieporównanym wdziękiem. No i już.
— Proszę zważyć, że ja nie mam żadnych metod ani sposobów im znanych. Że z natury jestem indywidualistką i to dość nieodgadnioną. Że sam rozgłos mego imienia będzie mnie dobrze osłaniać...
— Ręczę pani, że od pierwszego dnia pani pobytu w Berlinie a może od samej granicy jest pani śledzona. Mogę to sprawdzić z bardzo małym zachodem.
— Więc cóż? Przypuśćmy Ja nie mam nic do ukrywania. Niech mnie śledzą, ile im się podoba.
— Jakto?
— Jedyną moją tajemnicą jest pan, panie van Trothen, i ta pańska centrala. To jedyne niebezpieczeństwo. Namyślałam się długo, czy dopuścić pana do spółki, ale tak się cudownie złożyło z tym
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/301
Ta strona została przepisana.