Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/309

Ta strona została przepisana.

niemiecki. A potem Genewa, a dalej — Bern. Nie mogło się obejść bez jakiejś nieostrożności. To wlot podchwycili jego łapacze.
— Łapacze będą ze mną zawsze nieszczęśliwi, ja zawsze i wszędzie obracam się w takiej ciżbie, tylu ludzi znam i jeszcze codzień poznaję nowych, że ze mną nikt sobie nie da rady. Zresztą mnie każdy na ulicy pokaże palcami — patrz, to Eva Evard — ja się nigdy i nigdzie nie mogę ukryć, w tem cała moja osłona, a co do generała von Sittenfelda, o którym tyle mówimy, to bynajmniej nie zamierzam eksploatować jego uczuć, byłoby to z mojej strony niehonorowe
— Co pani mówi? — Dyrektor van Trothen wyskandował te słowa z najwyższem zdumieniem — Niehonorowe?! Niehonorowe?! Co to znaczy? Więc pani przyjechała tu na ten straszny teren, żeby nagrywać jakiś cudacki film z romantycznemi kawałami? A więc pani chce się tylko zabawić... Niech się pani bawi czem i jak się pani żywnie podoba, ale niech pani nie igra sobie z wojną! Od tego wara!
Zdziwiła się zkolei Eva — czego on od niej chce? Był naprawdę oburzony, jakby czemś obrażony i przebijał się w nim strach. Jego ostatnie słowa napomknęły jej o czemś dawnem. Zdawało jej się, że już słyszała raz to samo ostrzeżenie — gdzie, kiedy?
Van Trothen powstał, wysztywnił się i zaczął głosem namaszczonym, uroczyście i dobitnie. Siwe