jednego, gdyż nie pokażę pani nikogo z moich podwładnych...
— To nic nie szkodzi, już pan ich wyda wszystkich ze strachu czy pod batem, albo na torturach...
— Każdy człowiek jest słaby, to też na ten wypadek...
I van Trothen wydobył z kieszonki od kamizelki maleńką pigułkę w celuloidowej pochewce. Ujął ją w dwa palce i demonstrował ją z tragiczną dumą przez dłuższą chwilę.
— Niech pan to schowa, nie należy nadużywać efektów.
— Pani! Pani! Wyrwało się pani słówko o honorze i stąd całe moje utrapienie.. Jeżeli pani wyobraża sobie, że dokona pani czegoś i że wyjdzie pani ze wszystkich opałów jak biała kotka... Pani się unurza w paskudztwie po szyję, wyżej głowy...
— Nie, tego nie będzie. Gdyby pan znał mój plan, zaoszczędził by pan sobie irytacji. Obawiam się, że pan cierpi na serce?
— Tak, nerwica — choroba zawodowa. Jeżeli pani nie chce jej pogorszyć, niechże mi pani opowie bodaj ogólnikowo o swoim planie w wypadku, gdy go pani posiada. Bo nieraz tak się mówi, nie tyle dla blagi, o którą nie śmiałbym pani posądzać, ile z kobiecej przekorności, jak we flircie.
— Mój plan? Polega on na tem, że chcę kiedyś wrócić do Paryża i otrzymać Legję Honorową a może nawet Médalle Militaire za czyny męstwa w obli-
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/312
Ta strona została przepisana.