w przyśnionych obrazach przewijała się wróżba jakiejś wielkości. Snuły się o tem myśli powikłane i szły za nim wszędzie, dokądkolwiek przerzucał go rozkaz wraz z bataljonem. Pamięta je nad Marną, pod Lombardsyde, nad Izerą, a potem pod Gorlicami, w Karpatach, nad Dniestrem, na pozycjach Gallipoli, w fortach Dardanellów i znowu pod Arras, na Chemin des Dames, nad Somme’ą. Gdy ucichał grzmot pocisków, gdy mijała zawziętość boju i stygła oszalała głowa, zawsze i wszędzie przemykały się w duszy iskry i światełka, migocąc między myślami. I nigdy nie było czasu, żeby się opamiętać. Mijały lata, aż dopiero teraz przed samym końcem przyszło jasnowidzenie...
Déspaix wysilał się, żeby odgadnąć co mu chciał powiedzieć umierający. Szukał w tej twarzy zbolałej śladów myśli, która nie mogła się z niego wydobyć. Nie była to skarga, ani błaganie ratunku, ani strach przed śmiercią. W rysach skażonych męką kłębiło się jakieś ostatnie wyznanie. Ostatnie słowo pożegnania dla kogoś najdroższego, którego zostawił na świecie? Spowiedź przedśmiertna z jakichś przewinień czy zbrodni życia? Ważne zlecenie, bez którego ciężko odejść? Próbował mu dopomóc i nie mógł wyjąkać zapytania, nie mógł wyszeptać jednego słowa. Dawno już postradał ostatnią resztkę sił. Znużenie i zdręczenie tej nocy przyćmiło nawet ból. Myśli jego błąkały się po przeróżnych rzeczach niepotrzebnych, przychodziły mu do głowy głupstwa wierutne, wciąż usypiał i drzemał, a chwilami budziła
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/33
Ta strona została przepisana.