go olśniewająca jasność widzenia, rozumiał do samej głębi, swoje beznadziejne położenie, wiedział, że umiera i rozumiał samą śmierć. Nie czuł strachu, ani rozpaczy, w takich chwilach ocknienia rozjątrzała się w nim ciekawość. Co z nim będzie zaraz potem? Tamto, ów świat zagrobowy, jeżeli tylko istnieje, powinien się przed nim roztworzyć natychmiast, wraz z ostatnim oddechem. A jeżeli nic nie będzie? Poprostu nic? W takim razie wszystko jest absurdem. A wojna?! Człowiek nie żyje samą wojną, człowiek pracuje, kocha, myśli, tworzy, człowiek bywa wielki, wspaniały, dosięga boskości w sztuce, w wiedzy... I śmierć ukazała mu się w postaci zadania, które należy rozwiązać.
Szybko, śpiesząc się niezmiernie, zapisuje cyframi i znakami czarną tablicę. Ściera i pisze dalej. Kreda i gąbka w pośpiechu lecą mu z rąk — tak bywało zawsze, gdy go porywała gorączka pracy — natchnienie... Już dochodzi, dochodzi do końca, znaki matematyczne formują się do ostatniego natarcia — za chwilę pozycja będzie zdobyta...
Usnął i we śnie pisał dalej. Kto rozwiąże budowę i ruch w niedościgłych dla umysłu drobiazgach materji... Kto wymierzy otchłań międzyatomowych przestrzeni, w których obracają się, lecąc przez całą wieczność w błyskawicznym pędzie, słońca niepojęcie małe, a równe potęgą światom, wirującym w pozaplanetarnych bezkresach... Ten odkryje przed człowiekiem nieskończoność i wieczność, uczyni go równym wszechwiedzącym i wszechmocnym bogom.
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/34
Ta strona została przepisana.