ów moment przewidziany, gdy się nareszcie uwikła, gdy się potknie i poślizgnie.
Ciemno-czerwona aksamitna kotara a z poza niej głos przytłumiony... Było to znajome od dziecka i wciąż przy nim obecne jak natrętne nic, jedno z niezliczonych głupstw bez znaczenia i sensu, które jak pył wałęsają się po głowie. A jednak teraz, za tą samą zasłoną tai się jego los. Człowiek, którego głos słyszy, trzyma w ręku jego życie i śmierć. Nietylko — on włada jego duszą, on może skazać ją na upodlenie, wydobyć z niej bohaterstwo. W jego ręku pałka gumowa, w jego ręku powróz szubienicy, może go zakładać mu na szyję, zaciskać stryk, rozluźniać, zdejmować. Będzie odmykać rygle jego więziennej celi i zostawiać szczelinę, przez którą całą noc będzie go wabić i kusić życie. Zatrzaśnie drzwi i nakaże mu nurzać się w obrzydliwościach bezpłodnego myślenia, wahania, strachu... Co zechce, to z nim zrobi.
Ejże... Z popłochu myśli, z pomroki wyrzeczenia się już wszystkiego na tej ziemi objawił się niespodziewanie pierwszy promyczek woli. Upór? Ambicja? Punkt honoru? Walka do upadłego bez celu i sensu?
Nie. Jedna jedyna, samotna, sobie samej starczająca bezcelowa ciekawość. Namiętność gry teraz już o nic, o zachciankę, o przywidzenie. Jakby ktoś obcy z niezbyt zatajonym swoim uśmiechem pchał go na wymyślny eksperyment. Obcy obiecywał mu nieprzebraną rozmaitość w tej śmiertelnej zabawie.
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/342
Ta strona została przepisana.