Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/348

Ta strona została przepisana.

dziany, niepokojący. Zawierała się w nim jak w obrazkowej zagadce treść, którą należało z kształtów zamienić w myśl i w słowa. Przypominała się w podświadomem skojarzeniu jakaś wizja, pochodna od tego okna. I pora dnia, i szara barwa nieba i wiele cech najzupełniej nieuchwytnych przywoływały na pamięć rzeczy dawne a tak głęboko zagrzebane, że strach było do nich sięgać. To było dawno, przedawno... Kiedyż to było? Ach, w pierwszym roku wojny!
Zagubił się w ogromie czasu. Niepojęta otchłań czterech niespełna lat rozwarła się przed nim jak wizja z dręczącego snu. Była nieogarniona, fantastyczna i bezspornie rzeczywista. Wydawało się, że między rokiem czternastym a dniem dzisiejszym przeminęło i wymarło kilka ludzkich pokoleń. Jakimże cudem on ocalał i żyje wiecznie?
Ujrzał nagle własne istnienie jako niezrozumiałą osobliwość, zawieszoną w niezmiernej chmurze czasu. Unosił się nad odmętem obcych wydarzeń, które przebijały się z trudem przez oponę niepamięci. Chwytał w tem cośkolwiek znajomego, jakiś fakt, czyjąś postać, ale wnet gubił rzeczy przypomniane i tonął w głuchej niewiedzy. Usypiał na sekundę i budził się w jakiejś poczwarnej krainie, gdzie wszystko było niepojęte a zarazem pełne straszliwej prawdy. Męczył się jak tonący i nie mógł się wyrwać z obłędnych majaków. Nie wiedział, czy się obudził, czy jeszcze śpi.
...Ale mocno zaciskał w dłoniach suche, szczu-