— Mówi pan po niemiecku i angielsku? Czy dobrze?
— Po angielsku zupełnie dobrze, po niemiecku średnio.
— Chwała Bogu. Szukamy pana od roku po wszystkich formacjach, na wszystkich frontach! Przenosimy pana kapitana do Paryża, tam przyjdzie pan prędzej do siebie. Mamy dla pana piękną, zajmującą robotę. Dla chemika jest ona doprawdy zachwycającą. Uda się pan w celach naukowych nad Ren.
— Nad Ren...
— Tak, do Niemiec, na ich głębokie tyły, tam wzdłuż Renu rozsiane są kolosalne ogniska przemysłu chemicznego, tam kryje się zdradliwa, zabójcza dla nas tajemnica. Panie kapitanie, tę tajemnicę trzeba zdobyć. Dokonać rozpoznania nowego gazu, zidentyfikować przeklęty Żółty Krzyż, wybadać całą technologję fabrykacji. Oto wszystko, na front nie wróci już pan nigdy, ale i tam bardzo można zginąć.
Tak to się rozpoczęło. Był to fakt już zamierzchły. Zostawił on wrażenie dawno czytanej, a raczej przerzucanej niedbale powieści kryminalnosensacyjnej, jej pierwszy feljeton w „Matin’ie“ lub „Journal’u“, pełen romantycznych efektów, zakończony słowami — à suivre — dalszy ciąg nastąpi.
Teraz ciągnie się druga opowieść, ona pochłania i ciekawi, a tamta poszła w zapomnienie. Jej urokiem jest mglista niepewność, rozpętana dowol-
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/354
Ta strona została przepisana.