przeskakując w myśli wiele rzeczy, nie licząc się zupełnie ze słuchaczem, choć czasami zwracała się wprost do niego.
—...Niby wszyscy żołnierze są mężni, tak się to mówi... Ale Fell był zawsze wyjątkowo spokojny w swej odwadze... Mówił mi, że istnieje mnóstwo odmian odwagi i tyleż strachu. Jeden się boi karabinu maszynowego, a nic mu nie znaczy ogień artylerji, drugi przeciwnie, trzeci boi się tylko podkradania się po nocy pod druty nieprzyjacielskie... Naprzykład wielu marynarzy boi się morza, nie znosi morza, a jednak robią swoje bardzo dokładnie i mężnie, chociaż żyją w ustawicznym strachu... To samo zdarza się wśród lotników... Ludzie się przemagają i niszczą sobie nerwy, a Fell też się nieraz najadł strachu. Najgorzej było, gdy się kończył urlop — za ostatnim razem powiedział mi nawet, że za nic nie wróci na morze. — Jakto? — Dlatego, że już nie mogę żadną miarą, niech będzie, co chce. — Fell, na miłość boską, cóż będzie? — Nie wiem, pewnie mnie rozstrzelają. Musiałam go utulić, ukoić, namówić... Bo ja nigdy nie przypuszczałam, że on może zginąć. A on czuł, że nie wróci.
...Kiedyś na morzu Irlandzkiem przez kilkanaście godzin nie mógł dźwignąć się z dna. Nocowali na dnie i wie pan co myślał sobie Fell? Był przekonany, że go przyparła nienawiść ludzka i nie puszcza łodzi na powierzchnię, bo straszliwie nienawidzą Niemców za to, że jakoby wywołali wojnę.
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/356
Ta strona została przepisana.