okropność. Zdjął go strach. Kapitan Déspaix, który widział zbliska tysiące i tysiące konających, który patrzał na to dzień w dzień i od trzech lat pędził życie wśród trupów, teraz zaciskał powieki, żeby nie widzieć umarłej twarzy Niemca. Najstraszniejsze było to, że niepodobna było odsunąć się od niej bodaj o pół kroku. Był zakopany razem z trupem. Choć wiedział i nie zapomniał o tem ani na chwilę, że rychło umrze i on, to jednak buntował się w nim człowiek żywy.
Na tę chwilę snać za nawrotem porannego powiewu napłynął z pobliża od rozkopanych trupów ckliwy, gęsty odór, uporczywy, obmierzły i jakiś potwornie słodkawy. Kapitan zatrząsł się z odrazy, targnął się w uwięzi i w tem jednem poruszeniu wyczerpał ostatnie swoje siły — omdlał.
...Wówczas głowa Niemca oderwała się od zagrzebanego tułowia i ruszyła z miejsca. Z usypiska, nawalonego przez wybuch miny, zsunęła się wprost do rowu dobiegowego i jak ciśnięta z zamachem niepojętą siłę, potoczyła się po dnie rowu, obijając się o brzegi, a tuż za nią popędziła w pościgu gromada szczurów. Kotłowało się to przez chwilę i za pierwszym zakrętem znikło. Na ten widok żołnierz siedzący pod murem zarechotał na całe gardło zdrowym, mocnym śmiechem i kapitan Déspaix obudził się ze snu.
Głowa Niemca tkwiła na swojem miejscu. Niemiec żył i podawnemu patrzał mu uporczywie prosto w oczy. Żołnierz pod murem istotnie miał twarz
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/36
Ta strona została przepisana.