ważała na chłodno z całym krytycyzmem, czy generał jest już gotów do podjęcia nad nim pewnego eksperymentu? Czy jego zaślepienie jest zupełne? Czy naprawdę, jak to powtarzał tyle razy — nie odmówi jej niczego i spełni natychmiast wszystko, czego tylko od niego zażąda? Gdy generał ośmielał się zsunąć jej z nóg pantofelki i mrucząc jak niedźwiedź, który dobrał się do miodu, palił jej stopy gorącem swoich ust i oddechu, namyślała się, czy udzielić mu dla zachęty cośkolwiek więcej, czy też mądrzej będzie wytrzymać go aż do końca i dopiero uzyskawszy maximum tego, co można będzie z niego wyciągnąć, oddać mu się, lub równie dobrze zerwać z nim i skończyć. Taki człowiek może się mścić — ale cóż on jej zrobi?
Pewnego razu, było to u niej w hotelu, czuła się do ostateczności znudzoną zaklęciami i przysięgami, które powtarzały się do obrzydzenia. Stało się to jakby rytualną litanją błagalną, którą już umiała na pamięć, powtarzały się te słowa — Dlaczego? Evo, dlaczego, na miłość boską? Warum... Warum?...
— Więc powiem panu dlaczego... Oto, znużona wojną, uczyniłam przed rokiem ślub mistyczny, złożyłam go przed samą sobą, tem niemniej obowiązuje on mnie tak samo jakbym to była uczyniła najuroczyściej w kościele przed ołtarzem wobec tłumu ludzi. Ślubowałam, że nie oddam się nikomu aż do końca wojny. Może to śmieszne, ale my katolicy dotrzymujemy zobowiązań wobec Boga.
Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/366
Ta strona została przepisana.